poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Ryby, Eskimosi i Babeczka

Jeżeli długo się nie pisze, wychodzi się z wprawy. Od samego rana, zastanawiałam się jak zacząć dzisiejszy post?! Od słów, jak zawsze, że ci, co nie byli niech żałują a ci, co byli niech też żałują, że mają tylko po jednym żołądku;) A może, że chodzi za mną rozkoszna babeczka? Albo to, że dzisiaj usłyszałam w Szczecińskiej Kronice, że jedzenie ryb poprawia humor?



To może zacznę od szczęśliwych Eskimosów!!! "Osoby cierpiące na depresję lub zaburzenia nastrojów mają zbyt mało kwasów omega 3. Przykładowo w Japonii, gdzie spożycie ryb i owoców morza w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca należy do najwyższych na świecie, na depresję choruje tylko 1 na 500 obywateli. Bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe są świeże ryby morskie, takie jak łosoś, tuńczyk czy makrela. Powinno się je spożywać 2-3 razy w tygodniu." I wydawałoby się, że to takie proste, jeść ryby i być szczęśliwym. Zwłaszcza w Szczecinie, mieście "stojącym" wodami i rybami. Nic bardziej mylnego!!! My mieszkańcy Szczecina, a jak nas nazywają ci z południa Polski - "śledzie", coś wiemy o braku świeżych ryb na naszych stołach, o braku restauracji serwujących, smaczną rybę prosto z kutra lub stawu o problemie w dostępności do ryb.

I wczoraj, aby nam wszystkim a zwłaszcza restauratorom ułatwić dostęp do świeżej ryby, Slow Food Convivium Szczecin, zorganizował spotkanie przy rybce w Liquid Club z Panem Stanisławem z Recza, hodowcą pstrąga tęczowego, źródlanego i potokowego oraz z Panem Ireneuszem Kostką z Lokalnej Grupy Rybackiej. Jakie korzyści wywiążą się ze spotkania to może będziemy mieć przyjemność sprawdzić, spróbować i skosztować lub nie, pod warunkiem, że restauracje wykorzystają płynącą do nich możliwość i nie będzie trzeba jechać ponad 100 km na rybę i to niekoniecznie smaczną.

Pan Stanisław od pstrągów, zarzekał się, że jego ryby są najlepsze (najsmaczniejsze) w Europie, a jak znajdziemy lepsze, to odda nam pieniądze. Po przygotowanych daniach z  ryb przez kucharza w osobie Andrzeja Szylara i po ich konsumpcji, wierzymy, że są najlepsze i nie będziemy szukać;) Podobno, wyjątkowość potraw zawarta jest w ich prostocie. Im mniej dodatków, im mniej składników tym wszystko smaczniejsze. 
A ja  doszukiwałam się w daniach zaserwowanych przez Andrzeja, ukrytych składników, magicznych dodatków, które spowodowały, że zjadłam dwie bulionówki zupy z dyni i doszłam do wniosku, że jestem uzależniona od niej!!! Do tego wszamałam zupę rybną, klopsiki z bolenia na zimno, klopsiki z leszcza na ciepło, rybę w galarecie, sałatkę ziemniaczaną, jajeczka w sosie i na deser, chodząca za mną dzisiaj czekoladową babeczka. 

Babeczka to mistrzostwo. Została wpisana na moją listę uzależnień i słodkości, które leczą każde zło. To trzeba spróbować, bo opisanie nie odda odczucia, jakie się ma przy jej lekkim przekrajaniu widelczykiem a następnie smakowaniu ciepłego, czekoladowego sosu, który wypływa z jej środka a w połączeniu z lodami waniliowymi, hmmmmmm.....

Ja bardzo proszę o możliwość dostarczania babeczki z dowozem do domu a zupę dyniową, proszę wpisać do karty dań w Liquid Club. Wasza stała od wczoraj babeczka;)

Zastawiony stół

Takie cuda to z bolenia


 Rybna Zupa

Cuda w galarecie

To zbyt proste żeby tak uzależniało ;)

 

Uzależniająca Czekoladowa Babeczka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz